Rodzic wobec terapii dziecka. Lęki i wyparcia.
Zapewne nikt z nas nie przypomina sobie, żeby w szkole podstawowej rodzice pomagali nam w pracach domowych czy w jakiś nadzwyczajny sposób towarzyszyli nam w byciu uczniem poza zrobieniem drugiego śniadania w codziennej rutynie. Wymagania, jakie postawiliśmy sobie, jako społeczeństwo i jako zwykli ludzie, Kowalscy, Malinowscy i inni powodują, że staliśmy się rodzicami lękowymi. Boimy się o przyszłość dzieci na każdym etapie. Nie godzimy się na ich potknięcia i zwyczajną przeciętność. Pragnąc więcej wkładamy siebie i nasze własne dzieci w duszne szuflady pozornego szczęścia. Każde dziecko rozwija się inaczej. Jest inne, bo wyjątkowe. Każde ma swój indywidualny rytm i jest na danym etapie tym, kim ma być. Sobą.
Nasze lęki to niestety także lęki dziecka. Jeśli my sami będziemy się bali zeskoczyć z pagórka nasze dziecko również tego nie zrobi. Jeśli uznamy, że wszystko wokół jest groźne, mroczne i nieprzyjazne nie przekonamy Ani, Franka czy Izy do tego, że otaczający świat wyciąga do nas ręce i chce nas przytulić. Okazuje się, że gdy na świat przychodzą nasze dzieci stajemy się nagle dorośli i widzimy w naszych dzieciach małych siebie. Tych bezbronnych chłopców i wycofane dziewczynki lub odwrotnie. Największą prawdą jest ta, że dzieci pozwalają nam uleczyć samych siebie. Dziś w dobie mądrych terapii, dużej wiedzy i świadomości psychologicznej możemy wejść do tych drzwi, które dla nas samych były pozamykane. To początki uleczania naszych poobijanych dziecięcych dusz.
Z moich zawodowych doświadczeń wynika, że to, co zrobimy dla dziecka w przedszkolu, zerówce i na początku klas początkowych jest jak wygrana na loterii. Grupa społeczna ukazuje nam pełnego człowieka. Z jego talentami, ale też ograniczeniami. I te właśnie ograniczenia należy jak najszybciej wyłowić i wyeliminować. Wówczas nie tylko znika nasz rodzicielski lęk. Ale też dostajemy dar w postaci najważniejszej w życiu dziecka i przyszłego dorosłego wysokiej samooceny.
Porównujemy się już w przedszkolu i w pierwszych klasach szkoły podstawowej. Na podwórku osiedlowym i na urodzinach u koleżanki. Widzimy obrazy i różne zdarzenia. Małe dziecko czuje, że Krzyś już wiąże sznurówki a Kasia nie. Robert już głoskuje długie wyrazy a Zosia nie potrafi w wyrazie „mama” odgadnąć pierwszej głoski. Żeby móc budować wysoką samoocenę małego człowieka trzeba chcieć go słuchać i widzieć, gdzie potrzebuje pomocy. Dzieci są mądre. Są kompetentne i czasem tylko mają trudniejszą historię swoich narodzin. Wszystko, co możemy zrobić to zwiększać swoją świadomość i wychodzić na przeciw trudnościom.
Gdy weźmiemy na przykład pod uwagę problemy naszego dziecka związane z niedojrzałością neuromotoryczną nie ograniczą się one tylko do dzieciństwa. Układ nerwowy w okresie dorastania rozwija się i zmienia. Gdy nie skorygujemy problemów wynikających z nieprawidłowych odruchów pierwotnych będą one rosły wraz z naszymi dziećmi. Będą bardziej wyraziste i będą składać się na ich osobowość. Jeśli nie usuniemy wady wymowy, bo uznamy, że z tego się wyrasta możemy zablokować dziecku obszar działania, w którym być może kiedyś będzie się czuło najlepiej. Warto poszukiwać przyczyn problemów i robić wszystko, aby zapobiegać ich skutkom w przyszłości. Każdy lęk ma swoje przyczyny. Każdy można kiedyś pokonać znajdując odpowiednie ku temu narzędzia. Bądźmy uważni i czujni patrząc na nasze dzieci. One zawsze chcą przenosić góry, tylko czasem kamień okazuje się zbyt ciężki.